Enenna napisał(a):
Mam nadzieję na wymianę doświadczeń bez zakładania z góry, co partner w dyskusji ma na myśli. W ten sposób możemy zyskać.
Właściwie to cieszę się, że poprosiłaś o wymianę doświadczeń, mimo bardzo sceptycznego podejścia do otwartych ogólnopogańskich obrzędów. Ów temat zaczyna nabierać znaczenia wraz z coraz lepszą komunikacją i integracją w środowisku pogańskim, które - z tego co zauważyłam - tworzą w dużej, jeśli nie większej, mierze poganie "ogólni", krążący wokół różnych pogańskich ścieżek.
Jak pewnie nie trudno było zauważyć, jestem typowym zwolennikiem współpracy międzywyznaniowej - stąd chociażby moje otwarte zaproszenia na niektóre święta w tym roku. To, że uważam, że takie przedsięwzięcia mają jednak sens, wynika z wielu rzeczy, mam nadzieję, że część z tych powodów chociaż zabrzmi rozsądnie.
1. Jako druid - jestem wyznawcą zasady, że każda wiedza prowadzi do Wiedzy, a nawet rozmowa z głupcem może czegoś nauczyć. Dlatego każde zebranie ludzi w imię sacrum, a nawet w imię ludzkiej ciekawości, jest wartościowe. Moje doświadczenie i zasady przypominają mi, że Wiedza przejawia się często w mało spektakularnych sprawach, w prostych rozmowach, czasem w uświadamianiu sobie emocji, które kierowały przypadkowym uczestnikiem obrzędu. Dlatego też każde z otwartych rytuałów rozpoczynam życzeniem Wiedzy, aby każdy zechciał otworzyć się na nią, nawet jeśli na pierwszy rzut oka jej forma wyda się mało atrakcyjna.
2. Jako druid na polskiej ziemi - swoją współpracę duchową rozpoczęłam nie przypadkowo z rodzimowiercami słowiańskimi, wiedząc, że jestem na ziemi będącej ich domem, ziemi, którą traktują wyjątkowo. Chcąc poznać lepiej duchowość tych terenów, mieszkających tu Bogów, nauczyć się dostrzegać ważne drobiazgi, do których wgląd mają tylko Słowianie - uczestniczę w ich obrzędach.
3. Jako Słowianka i Celtka zarazem - oczywiste jest, że dla mnie osobiście takie poruszanie się w sferze szerszej niż tradycja celtycka (chociaż idąc zasadami uniwersalnego druidyzmu) jest sposobem na odszukanie tożsamości.
4. Jako zafascynowana różnorodnością sił - chcę zawsze dostrzegać więcej, uczyć się więcej, nawet jeśli muszę pokonać w sobie strach czy początkową niechęć, zawsze znajduję w spotkaniu kultur czy zderzeniu emocji coś, co mnie inspiruje.
5. Jako świadek niesamowitych wydarzeń, jakie miały miejsce podczas takich świąt (nie wszystkich, to prawda, ale wystarczyło jedno, aby mocno zastanowić się nad przyczyną tak głębokiego odczucia sacrum w eklektycznym obrzędzie), nie mogę powiedzieć nic innego jak to, że było warto i będzie warto, choćby dla kilku takich chwil.
Teraz przykłady. Początkowo pracując duchowo i pomagając w przygotowywaniu obrzędów rodzimowierczych w RKP nigdy nie uczestniczyłam w nich "pełną parą", tzn nigdy nie spotkało mnie owo mistyczne poczucie sacrum, za którym wypowiadający się tu tak tęsknią. Fakt też, że początkowo do tego nie zmierzałam - chciałam się po prostu nauczyć kultury duchowej uczestników. Jednak, gdy znaleźli się odpowiednio bliscy ludzie, spełniający - według uzgodnionych wyżej definicji - warunki prawdziwego kapłaństwa, zdecydowaliśmy się porozumieć i spróbować poważniejszej współpracy w małym gronie, choć różnym kulturowo. Dokładniejsze spostrzeżenia opiszę w nowym wątku, ale wystarczy wspomnieć, że wystarczyło, aby grupa nieznanych mi ludzi była dobrze znana bliskiemu mi żercy, to jest ufała mu, i idąc jego śladem otworzyła się na przekaz druidów, aby doszło do przedziwnie silnej, niespodziewanej więzi. Nie potrafię tego uzasadnić jeszcze, ale ręczę, że takie spotkania są możliwe. Pod wieloma względami taki wspólny obrzęd okazał się mieć ciekawsze jakości od moich własnych celtyckich, osobistych.
Nie ukrywam jednak, że wpływ na mistyczność otwartego obrzędu mieli ludzie, którzy tworzyli krąg - zwłaszcza kapłani, którzy w całości zdecydowali się wzajemnie na siebie otworzyć. Największy problem jest w przypadku obrzędów otwartych, na które trafiają zupełnie przypadkowi ludzie, często nie tylko nie wyznający konkretnej tradycji, ale nawet i niewierzący lub "poszukujący". Rytuał wtedy niemal na pewno rozejdzie się w szwach, albo pojawi się efekt kręgu w kręgu - silnej więzi między niektórymi osobami, i żadnej lub nikłej z pozostałymi. Dziś zastanawiam się, czy prowadzenie całkowicie otwartych obrzędów (w sensie również dla niezaangażowanych) ma sens. Być może nie ma, jak pisze Ennena, bo zostaje głównie element ceremonialny, który jest słabszy jakościowo. Ale zgadzam się z Agni, że póki istnieje zapotrzebowanie i póki istnieje wola Wiedzy, warto nawet wtedy prowadzić rytuały, w nadziei, że kto w nich uczestniczy, z czasem poza ceremonią zacznie też tworzyć obrzęd.