Sorki za pozna odpowiedz ale jakos nie bylo czasu, zeby posiedziec na forum.
Poświst napisał(a):
Wiesz, chyba to nie tak. Pojedynki zawsze podlegały konwencji. Bywało, nie ujętej w spis przepisów a jedynie zwyczajowo ale konwencja istniała. Np. wbrew obrazowi filmowców w XVII w. nie można było kopnąć przeciwnika w pojedynku, zadać ciosu wierzchowcowi przy pojedynku konnym. Pojedynkując się na szable nie można było sięgnąć po pistolet. W boju i owszem.
Oczywiscie ze podlegaly, kodeks honorowy jest swego rodzaju konwencja. Ale co innego sypanie piaskiem w oczy lub kopanie w czule miejsca a co innego ustalanie, ze trzeba trafic w dana lokacje ciala, moim zdaniem przy takich zalozeniach zatraca sie sens pojedynku. Zgodze sie calokowicie, ze w pojedynku powinny obowiazywac zasady honorowe zabraniajace nieczystych zagran.
Poświst napisał(a):
Takie założenia przyjął Zabłocki organizując turnieje sportowe (!) walk szablą historycznego wzoru. Na podstawie jego publikacji i udzielanych wywiadów sądzę, że doskonale orientuje się w różnicach pomiędzy walką bojową a pojedynkiem. Ty byłeś świadkiem tych ostatnich.
Oczywiscie to jest podejscie Zablockiego, bralem udzial w roznych turniejach z roznymi zalozeniami, roznym systemem punktacji ale do tej pory jego system (w ktorym trzeba zaliczyc trzy lokacje) uwazam za najbardziej odbiegajacy od idei pojedynku. Jest bardzo dobry na traningi, zeby uczyc sie trafiania w rozne lokacje ale turniej jest sprawdzeniem skutecznosci, czyli trafienia przeciwnika.
Jezeli zauwaze, ze ktos slabo chroni glowe to oczywiste, ze bede go cial w to miejsce a nie na sile staral sie trafic w inna lokacje. Wyczucie slabych punktow przeciwnika jest bardzo waznym elementem szermierki.
Poświst napisał(a):
W walce bojowej, tak. W pojedynku, zależnie od konwencji. Zresztą sam Zabłocki opisuje dwie ciekawe historie powiązane z problemem konwencji. Jedna to zwyczajowe pojedynki w pruskich (obecnie niemieckich) korporacjach. Przeciwnicy stają prosto naprzeciw siebie i zadają ciosy na głowę z góry. Stosowano osłonę oczu (wyglądającą jak dwa sitka do herbaty) i ramion a wzrost szermierzy wyrównywano stosując podesty dla niższych. Przy coraz szybszym tempie sztuką było zdążyć się zasłonić po zadaniu ciosu. Pojedynek trwa do krwi co przy ostrości szpad oznacza najczęściej ranę do kości, kompletne zalanie krwią i szycie. Mimo oficjalnego zakazu pojedynków absolwenci pewnych uniwersytetów, politycy, profesorowie, itp. noszą piękne blizny przez twarz, również kobiety. Traktowane jest to bez mała jak medal. Zabłocki brał udział w takich pojedynkach.
Tu piszesz o walce na szlagiery, czyli bardzo male szpadki, ktore zostaly calkowicie wymyslone pod katem takiego wlasnie pojedynku. Zauwaz, ze szlagier trzymasz w rece, ktora jest jakby "owinieta" wokol gowy (calkowicie nienaturalna pozycja), co pozwala ci na zadawanie ciosow tylko w twarz.
Tylko, ze ta bron poza Korporacjami Akademickimi (bo tak bodajze nazywaja sie te stowazyszenia) nie miala zadnego zastosowania.
Taka ciekawostka, gdy komus bedzie zadana rana, wtedy wkladaja mu w nia wlos, jak sie zacznie zablizniac, wyszarpuja wlos aby otwozyc na nowo rane, aby blizna byla wieksza. Wiecej blizn + wiekszy honor.
Poświst napisał(a):
Ciął ścięgno achillesa posuwistym ruchem w te i nazad. Chastaigneraie'a runął niezdolny do walki, i choć Jarnac oszczędził przeciwnika nie dobijając go, ten zrywając ze zgryzoty bandaże zmarł. Dyskusje czy zwycięzca postąpił po rycersku (konwencja) trwały wiele lat. Zaś cięcie na lewą łydkę nosi dziś nazwę 'cios Jarnaca' a Francuzi zwą tak każdą akcję, w każdym ze stylów walki czy w boju, która w zaskakujący sposób powala przeciwnika.
No i o to wlasnie chodzi w pojedynku, unieszkodliwic przeciwnika przy najmniejszym narazaniu sie na jego riposte. Dlatego takie popularne sa ciosy na reke z bronia szczegolnie przy szabli, przecinajac miesnie przedramienia, przeciwnik nie jest w stanie nadal utrzymac broni, tym samym jest koniec pojedynku. A przeciez ramie z bronia jest najbardziej wysunietym punktem ciala przeciwnika co pozwala na trafienie przy najmniejszej szansie riposty.
Poświst napisał(a):
Czy czytałeś Wojciecha Zabłockiego "Polskie sztuki walki. Miecz oburęczny i szabla husarska"? Wyd. AULA, Podkowa Leśna 2001. m
http://aula.home.pl/ m m
http://aula.home.pl/cgibin/shop?buy=0025 m Koszt 39 zł, z wysyłką 51 zł. Sporo tam o szabli choć układ treści dość denerwujący - rodzaj rozmowy pomiędzy zadającym pytania uczniem a mistrzem. W dodatku trochę pomija. Np. pisze, że Starzewski rozróżniał 8 rodzajów cięć na rękę lecz w swej szkole uczy jedynie dwóch. Zawartość publikacji oceniam jednak jako przydatną.
Troche jestem zaskoczony Twoja opinia na temat tej ksiazki. Mam ja, kupuje wszystkie dostepne pozycje o szermierce historycznej (tak dla zasady) ale jestes pierwsza osoba, ktora sie o niej przychylnie wypowiada. Wiekszosc akcji opisanych w szabli zupelnie bezsensowna, narazajaca atakujacego na latwa riposte przeciwnika, techniki przydatne moze do pokazow, zeby bylo widowiskowo ale przy sparingu raczej bym ich nie stosowal.
A jezeli chodzi o miecz dlugi to rozbroil mnie wypad szermierczy z ta bronia.
Dla mnie z dostepnych pozycji o szabli najbardziej przydatna okazal sie "Cold Steel" Alfreda Huttona - choc odnoszacy sie do troche innej szabli (huttonowki) wiele technik moze znalezc zastosowanie w szabli XVII wiecznej.
Mankowski "Szermierka na szable" - zblizone bardziej juz do formy sportowej (inna szabla) ale nie zastapiony opis sztuki chodzenia, wypadow i krokow szermierczych.